Three Ponds Valley FCI

Aktualności

Jeszcze o rasie springer spaniel angielski

Poluję już wiele lat i zawsze towarzyszył mi pies myśliwski. Pierwszym moim psem był wyżeł niemiecki krótkowłosy, potem był cocer spaniel angielski, jamnik szorstkowłosy i wachtelchund. Z każdym psem przepolowałem ich długie, psie życie . Wszystkie były bardzo dobrze ułożone i sprawdzały się w polu. Zawsze jednak odczuwałem coś w rodzaju uczucia pewnego niedosytu. Być może właśnie dlatego nie wracałem do tej samej sprawdzonej rasy.
    Postanowiłem nabyć psa uniwersalnego, ale o umiarkowanym temperamencie, oraz bardzo łagodnego i przywiązanego do rodziny. Psa, który będzie bezpieczny dla ludzi, a w szczególności dla małych dzieci. Trudno powiedzieć jak to się stało, ale zdecydowałem, się na springera. Niedawno minął rok naszego wspólnego polowania i mogę powiedzieć, ze trafiłem w dziesiątkę. Beż wątpienia jest to najlepszy pies jakiego miałem i jaki był kiedykolwiek w naszej rodzinie, a było ich wiele przez ostatnie cztery pokolenia myśliwych.

    Z całą pewnością są to psy bardzo zrównoważone i spokojne, w porównaniu z innymi rasami. Posiadają niesamowitą zdolność koncentracji i skupiania uwagi na tym co się akurat dzieje wokół nich samych, ale w ścisłym odniesieniu do ich przewodnika, czyli nic na własną rękę. Pies poluje z myśliwym i na odwrót. Hodowcy od których nabyłem szczeniaka zapewniali, że springer przywiązuje się do właściciela, nie „do strzelby”. I tak właśnie jest. Większość ras myśliwskich, a zwłaszcza wyżły na widok dubeltówki pałają nagłą sympatią do jej posiadacza i są gotowe iść za nim na polowanie. Springer demonstruje swoją ignorancję dla osób mu nieznanych, a na polowaniu na bażanty, na które wprosił się kolega myśliwy okładał pole tylko po mojej stronie i aportował tylko moje strzelone sztuki. Gdy strzelił kolega pies pobiegł sprawdzić, czy kogut jest na pewno martwy i wrócił do mnie do nogi. Nie chciał zaaportować nie naszej zwierzyny, taki bywa springer. Umiarkowana pasja i spokojny temperament procentują w szybkim układaniu psa, natomiast podczas polowania pozwalają uniknąć wielu przykrych niespodzianek. Przede wszystkim bardzo łatwo jest nauczyć springera nie gonienia zdrowej, nie ustrzelonej zwierzyny, zwłaszcza saren i zajęcy. Dzięki temu pies może maksymalnie skoncentrować się na pracy, czy to wyszukując, czy tropiąc po farbie postrzałka zwierzyny grubej.

    Springer szkolony na farbie dziczej i jeleniej w praktyce odnajdzie ranne sarny bez szkody dla jego opanowania w pracy. Jeśli zachodzi taka potrzeba, mój springer na komendę odnajdzie postrzałka lisa czy zająca, do czego nie nadają się posokowce. Wiadomo, że psów idealnych nie ma i każdemu osobnikowi można coś zarzucić. To prawda. Muszę przyznać ,że mój springer nie wchodzi do nory za lisem i nie atakuje dzika, oraz nie dodławia rannego rogacza, ale trudno. Dzięki temu idę na polowanie w nocy z podchodu, z psem bez otoku (luzem), który na widok przechodzącej blisko zwierzyny nie szarpie się i nie goni, zachowując spokój. Na polowania na „ pióro” okłada pole krótko do czterdziestu metrów wykonując natychmiast każdą komendę.

    Żeby zobrazować dobrze ułożonego Springera, opiszę krótko majowe polowanie na rogacza. Idziemy w rejon, gdzie widywałem starego szydlarza jak odganiał młode szpicaki. Jest piękny wieczór po burzy. Las ocieka rosą po silnym deszczu i paruje. Pies idzie przy lewej nodze nie odchodząc na boki. Przystaje kiedy unoszę do oczu lornetkę, aby przejrzeć teren. Wychodzimy na łąki pozarastane krzakami głogu. Idealny teren do podchodu. Nagle przede mną wychodzi sarna – koza, jest bardzo blisko i obserwuje nas. Pewnie zaraz ruszy do ucieczki. Patrzę na psa, a on na mnie. Czeka czy nie uniosę do ramienia broni. Koza ucieka. Idziemy dalej, pies nie goni ani nie szczeka. Gdyby był to np. terier, czy jamnik, urwałby smycz i gonił przez pół godziny, a ja mógłbym iść do domu. Natomiast ja idę dalej polować. Zatrzymuję się za krzakiem głogu, aby poczekać na starego rogacza, może akurat pojawi się niespodziewanie. Pies przywarowuje z lewej strony i leży spokojnie, łapiąc od czasu do czasu wiatr w nozdrza. Tymczasem na łąkę przychodzi zając i młody szpicak. Mój springer unosi do góry kufę, czym sygnalizuje mi obecność zwierzyny. Po godzinie dochodzę do wniosku, że rogacz chyba zmienił plany i poszedł gdzie indziej. Robi się ciemno. Schodzimy ze stanowiska i idziemy środkiem łąki wśród krzaków głogu. Nagle przed nami dostrzegam rogacza. Jest! Natychmiast przyklękam z lornetką przy twarzy, pies na takie zachowanie automatycznie waruje. Jest „mój” stary szydlarz. Co chwila unosi głowę i bacznie rozgląda się na około. Trzeba podejść bliżej. Przez podniesienie otwartej dłoni daję psu znak, ze ma zostać w pozycji waruj, a sam schylony podchodzę bliżej. W rękach mam pastorał, czyli podpórkę do sztucera oraz lornetkę, a na plecach sztucerek. Nie ma tu miejsca na szamotanie się ze smyczą i szarpanie z psem. Nic nie może przeszkadzać. Podchodzę na odległość około 80 m. i obserwuję. Tak, to na pewno on. Teraz rozstawiam podwójny pastorał. Opieram sztucerek, celuję na komorę i strzelam. Wyraźnie słyszę uderzenie kuli. Rogacz wykonuje tak zwaną „rakietę” i pada na łąkę. Podnosi się jednak i szybko uchodzi. Nie spuszczając z oka miejsca w którym stał idę na tzw. zestrzał, zobaczyć czy jest farba. Farby nie ma i w ogóle nie mogę znaleźć zestrzału, ale to nic – pies go znajdzie. Wracam po niego. Waruje dopóki nie poklepię go po plecach i nie pochwalę: „dobry piesek, dobry”. Rozładowuję broń i wyjmuję z torby długi otok i obrożę tropową. Zakładam ją psu, a on już wie co go czeka. Powoli, spokojnie idziemy na miejsce zestrzału. Otok już rozwinięty wlecze się za nami po łące. Pies koncentruje się na czekającej go pracy. Za moment komenda: ”szukaj trop” i mój Aron prowadzi pewnie lekko napinając otok, niczym duża ryba na wędce. Idziemy dalej. Pies czując gorący jeszcze trop rogacza prowadzi półgórnym wiatrem i wkrótce jest przy rogaczu. Stary szydlarz leży pod krzakiem głogu, tuż przy miedzy na polu jęczmienia. Jest już martwy. Aron obwąchuje go ostrożnie. Nie gryzie, ani nie szarpie zwierza, który zakończył swoje piękne życie w spokoju i bez trwogi. Z krzaka głogu odłamuję złom. Dzielę go na cztery części. Rogaczowi wkładam w gębę tzw. „ostatni kęs”, na ranę po strzale kładę „ pieczęć”, Aron dostaje swój złom za obrożę, a ja dla siebie zostawiam ostatnią część, którą umaczaną w farbie rogacza, wkładam za sznurek wokół ronda kapelusza. To najwyższe myśliwskie odznaczenie za wytrwałość i pokorę wobec praw puszczy, za etykę, choćby w postępowaniu z psem. Na koniec gram sygnał „rogacz na rozkładzie” na rogu myśliwskim. Aron siedzi obok mnie i słucha z jakimś dziwnym skupieniem, nie szczeka, ani nie wyje, jak robi to cała masa nadpobudliwych psów. Mój Springer z zupełnym spokojem respektuje przechodzącą blisko zwierzynę, czy są to dziki, sarny, jelenie, czy też drapieżniki. Po strzale do zwierza zachowuje zupełny spokój i działa wyłącznie na komendę. Potrafi wyszukiwać węchem kunę ukrytą w stosach gałęzi i wpędzać ją na drzewo, a potem doprowadzić mnie do niej. Upolowane ptactwo i drapieżniki aportuje przynosząc w kufie.    Springer jest na tyle silnym psem, że może unieść np. bażanta na odległość kilkuset metrów. Aport dużego zająca czy lisa nie sprawi mu kłopotu po odpowiednim treningu.

    Mój pies przebywa ze mną cały dzień, jest w domu i w pracy. Nie sprawia żadnego kłopotu. Nie atakuje ludzi ani zwierząt domowych. Zdarza się, ze przyjeżdżają do mnie do pracy koledzy myśliwi ze swoimi psami. Mój springer pozwala obcym psom wchodzić na swoje terytorium jeśli tylko ja nie mam nic przeciwko temu. Na moje polecenie „na miejsce” , idzie i kładzie się posłusznie. Nie gryzie i nie goni listonosza, nie skacze na dzieci przejeżdżające obok niego na rowerach, czy na wrotkach. Pozwala na to bardzo dobry, spokojny charakter psa.

    Uprawiając sztukę łowiecką na przestrzeni wielu lat widziałem różne psy, różnych ras i miałem możliwość polowania z nimi. Odkrywając springery, odkryłem całkiem inny, doskonalszy rozdział kynologii łowieckiej i szersze możliwości do działania na tym polu.     Uznałem też, że moją misją będzie propagowanie springer spaniela angielskiego w polskim łowiectwie i przywrócenie go do łask naszych myśliwych. Dlatego też wystąpiłem ze swoim psem na kilku konkursach pracy, aby wyniki poparły dobitnie to co mówię i piszę.

    Springer nie jest psem dla każdego, podobnie jak nie dla każdego jest piękna angielska dubeltówka w klasycznym stylu. Jest to pies elegancki, piękny i wymagający również eleganckiego właściciela, który pragnie podnosić swój poziom i doskonalić się w sztuce łowieckiej. Najlepiej jeśli ma stały kontakt z właścicielem, który opiekuje się nim z przyjemności, nie z przymusu. Najlepiej jeśli jest to spokojny człowiek, który wie czego chce i który „wyszumiał się” już w swoim młodzieńczym etapie łowiectwa. W tym przypadku nie ma miejsca na niepotrzebne eksperymenty. Springer posiada wszystkie zalety uniwersalnych psów myśliwskich. Nie posiada natomiast ich wad.     Długo szukałem odpowiedniej hodowli tej rasy biorąc pod uwagę również psy z innych krajów. Wybór, którego dokonałem po konsultacjach z najlepszymi znawcami tematu okazał się „strzałem w dziesiątkę”. Moją teorie potwierdza Piotr Kukier, który nabył szczeniaka z tego samego miotu i który także poparł i zaangażował się w program propagowania tej rasy w „użytkowości” łowieckiej, odnosząc piękne sukcesy. Chciałbym, żeby wszyscy, którzy zdecydują się na nabycie springera do celów łowieckich (i nie tylko) odnosili duże sukcesy i byli z tego powodu szczęśliwi. Dlatego pozwoliłem sobie opracować kilka porad praktycznych na temat przygotowania springera do pracy i do konkursu.

autor: Leszek Ciupis
2009-06-20