Three Ponds Valley FCI

Aktualności

Trening tropowca - moje doświadczenia

    Chciałbym podzielić się doświadczeniami z przygotowań Angielskiego Springer Spaniela do pracy tropowej. Tekst ten będzie nieco tendencyjny, oparty na obserwacjach jednego, konkretnego psa. Chciałbym zaznaczyć, że Maddox docelowo ma pracować jako klasyczny płochacz, natomiast praca na farbie miała wypełnić lukę w sezonie polowań na pióro. Miała być również przygotowaniem do konkursów płochaczy w klasie B (wszechstronnej). Postanowiłem w okresie wiosenno-letnim zaliczyć kilka (relatywnie łatwych) konkursów tropowców, aby jesienią nie stresować siebie i psa debiutem na trudniejszej imprezie.

    Springer posiada cechy predysponujące go do pracy na sfarbowanym tropie:
- doskonale współpracuje z przewodnikiem (dystans pracy płochacza to ok. 30m);
- ma silnie rozwinięty instynkt aportu (wg. Smyczyńskiego tylko psa z pasją aportu da się łatwo wyszkolić na dobrego tropowca);
- niezbyt wysoki wzrost ułatwia pracę dolnym wiatrem i ewentualne uniki w przypadku szarży rannego dzika;

    Największą trudnością jaką napotkałem było „przekonanie” psa do spokojnej, metodycznej pracy dolnym wiatrem. Treningi rozpocząłem wczesną wiosną, gdy Maddox miał 1,5 roku. Niestety w pierwszym polu nie było okazji, aby zapolować na kury czy bażanty, więc „wyciekających” postrzałów też nie było i pies nie miał okazji „na bojowo” przekonać się o dobrodziejstwach dolnego wiatru. Szkolenia na włóczkach w jesieni też nie prowadziłem, z prozaicznego powodu, braku czasu.

    Wiosna miała więc być czasem wyciszenia psa (pasją popisywał się podczas polowań na kaczki), szlifowania posłuszeństwa, szkolenia odłożenia i spokojnej pracy węchowej.

    Pierwsze próby nie wypadły zbyt pomyślnie, Mad gnał po tropie niemiłosiernie, pracował górnym lub półgórnym wiatrem, ścinał załamania tropu i „zygzakował” momentami tylko łapiąc odwiatr ścieżki. Opóźnienie poszukiwań do 24 godzin od momentu położenia farby niewiele dało. Pies pracował „kołując” w okolicach tropu, prowadził pewnie, ale nadal nie potrafił „przykleić się” do farby. Po dwóch dobach pracował spokojniej, ale za to mniej pewnie… „Sucha” ścieżka (ułożona bez farby, samą laską tropową) po 24 godzinach okazała się zbyt trudna… Nie bardzo wiedziałem, co robić. Gdy zapachu jest więcej pies „głupieje”, gdy mniej, brak techniki uniemożliwia tropienie. Koło się zamyka…

    Jak zwykle w takich sytuacjach bywa z pomocą przyszedł przypadek. Od kilku dni miałem w lodówce rozmrożony „zestaw treningowy” (rapeta i ¼ surowej, dziczej skóry). Przez ostatnie 2 dni leżał bezużytecznie, gdyż nie bardzo wiedziałem „jak ugryźć” temat tropienia. Wiedziałem, że następnego dnia już raczej nie nada się do treningu. Zaryzykowałem i ułożyłem włóczkę rapetą, zostawiając na końcu skórę. Bałem się, że będzie to krok wstecz w szkoleniu (pies miał chodzić po starej farbie a nie świeżej włóczce z jakichś „elementów” zwierzyny), okazał się jednak strzałem w dziesiątkę! Brak farby i nikły zapach „podsuszonej” w lodówce rapety, która tylko „musnęła” podłoże (przy lasce lub butach tropowych zapach jest „wgniatany” w ściółkę i utrzymuje się dłużej) zmusił psa do skupienia, natomiast „ciągłość” śladu (laska/but daje trop punktowy) i jego krótki czas przelegiwania (ok. pół godziny) ułatwiły mu zadanie. Wtedy zobaczyłem prawdziwy dolny wiatr! Krok, który miał być krokiem wstecz okazał się być milowym krokiem naprzód!

    Potem już poszło z górki. Najpierw kilka włóczek z gołębi, a potem ścieżki tropowe po 8-48 godzinach, w różnych konfiguracjach (sama farba, sama laska, farba i laska, z tym, że bez farby raczej do 24 godzin), różnej długości, w różnorodnym terenie, proste i „połamane”. Maddox pracował raz lepiej, raz gorzej, zawsze jednak pewnie, zasadniczo dolnym wiatrem. I co najważniejsze skutecznie. Zawsze odnajdywał „trofeum”, surową skórę lub rapetę dzika, którym mógł się „nacieszyć”.

    Zauważyłem, że pies pracował lepiej, gdy nie wtrącałem się w jego poczynania. W „amoku tropienia” nie zawsze reagował na komendy hamujące, a korygowanie jego pracy otokiem wybijało go z rytmu. Czasem lepiej podbiec za psem niż go szarpać. W miarę nabywania doświadczenia, praca stanie się efektywniejsza i efektowniejsza (np. dla sędziów na konkursie).

    Na koniec chciałbym przypomnieć kilka elementarnych zasad pracy na farbie. Znałem je z teorii (z literatury, prasy, a przede wszystkim z rozmów z Leszkiem Ciupisem), a potwierdziły się w praktyce:

- pracujemy na długim, niezaczepiającym się otoku. Regulaminowy otok musi mieć co najmniej 6m, przy temperamentnym psie wskazany jest otok dłuższy. Ja używam skórzanego,10-cio metrowego. Obroża musi być szeroka (wygodna), z krętlikiem. Po kilku treningach już sam widok obroży i otoku „nastraja” psa do pracy;

- przed pracą dajemy psu załatwić potrzeby fizjologiczne i „rozprostować kości”. Pół godziny swobodnego biegania to bezwzględne minimum. Pies lekko zmęczony (ale nie „zziajany”) pracuje spokojniej, dobrze jest tropić po dłuższym spacerze;

- bezpośrednio przed pracą staramy się psa wyciszyć: ostatnie kilkaset metrów od początku tropu prowadzimy go przy nodze, odkładamy ok. 10m przed zestrzałem, a sami idziemy go ocenić, nie spieszymy się, wracamy do psa, ceremonialnie rozwijamy otok, zakładamy obrożę, na skróconym otoku podchodzimy do początku śladu, dajemy psu nawąchać zestrzał (można go na chwilę zawarować) i po krótkiej chwili ruszamy;

- otok trzymamy w 2/3 do ¾ długości, mamy wtedy możliwość manewru; gdy pies przechodzi przez gęste zarośla, puszczamy otok, obchodzimy przeszkodę i podejmujemy linkę (właśnie dlatego musi być odpowiednio długa);

- tropienie zawsze kończy się sukcesem, dajemy psu nacieszyć się trofeum na końcu śladu: rapetę pies powinien aportować do domu/samochodu, skórę początkowo może szarpać (wyrabia to pasję), a potem wspólnie z przewodnikiem nieść. Wpływa to bardzo moralizująco na psa, wspólna praca = wspólna zdobycz.

    Jeszcze raz chcę powtórzyć, że powyższe, to przemyślenia dotyczące jednego psa. Nie można ich traktować jako „instrukcji obsługi tropowca”. Do każdego czworonoga należy podejść indywidualnie, w zależności od cech charakteru, predyspozycji.

    Chciałbym podziękować Koledze Leszkowi Ciupisowi, za cenne rady i motywację do pracy.


autor: Ania i Piotr Kukier
2009-07-07